Zapraszamy do wysłuchania (lub przeczytania) homilii wygłoszonej dla Małżeństw Pragnących Potomstwa 9-go września 2018 r. w kaplicy bł. Jerzego Matulewicza na warszawskich Stegnach przez naszego duszpasterza, ks. Tomasza Nowaczka MIC.
9 WRZEŚNIA 2018
Niedziela XXIII tygodnia okresu zwykłego
Pierwsze czytanie (Iz 35, 4-7a)
Powiedzcie małodusznym: „Odwagi! Nie bójcie się! Oto wasz Bóg, oto pomsta; przychodzi Boża odpłata; On sam przychodzi, by was zbawić”. Wtedy przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych się otworzą. Wtedy chromy wyskoczy jak jeleń i język niemych wesoło wykrzyknie. Bo trysną zdroje wód na pustyni i strumienie na stepie; spieczona ziemia zmieni się w pojezierze, spragniony kraj w krynice wód.
Drugie czytanie (Jk 2, 1-5)
Bracia moi, niech wiara wasza w Pana naszego, Jezusa Chrystusa uwielbionego, nie ma względu na osoby. Bo gdyby przyszedł na wasze zgromadzenie człowiek przystrojony w złote pierścienie i bogatą szatę i przybył także człowiek ubogi w zabrudzonej szacie, a wy spojrzycie na bogato przyodzianego i powiecie: „Ty usiądź na zaszczytnym miejscu”, do ubogiego zaś powiecie: „Stań sobie tam albo usiądź u podnóżka mojego”, to czy nie czynicie różnic między sobą i nie stajecie się sędziami przewrotnymi? Posłuchajcie, bracia moi umiłowani! Czy Bóg nie wybrał ubogich tego świata na bogatych w wierze oraz na dziedziców królestwa przyobiecanego tym, którzy Go miłują?
Ewangelia (Mk 7, 31-37)
Jezus opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu. Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął go na bok, z dala od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: „Effatha”, to znaczy: Otwórz się. Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić. Jezus przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali. I przepełnieni zdumieniem mówili: „Dobrze wszystko uczynił. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę”.
Homilia
Dzisiejsze Słowo jest niezwykle pięknym podarunkiem od Pana Boga, który wszystkim tu obecnym dał łaskę jego usłyszenia. My oczywiście szukamy w nim pocieszenia, szukamy jakiegoś egzystencjalnego przykładu, który dotykał by nas w tym duchowym i fizycznym strapieniu niemożności posiadania potomstwa.
To Słowo jest żywe i skuteczne, przenika głębiej niż miecz obosieczny, zdolne jest ocenić Twoje serce, Twoje pragnienia, oddzielić dobro od zła, precyzyjnie to zdefiniować i tak pociągnąć ku sobie, że zapragniesz tym Słowem żyć. Wręcz chciałbyś ażeby Ono stało się Twoim ciałem. Tak jak w Maryi, opiekunce Kościoła, Słowo poczęło się pod sercem – pod JEJ sercem, ujrzało światło dzienne, dzieliło nasz ludzki los, umarło na krzyżu i chwalebnie zmartwychwstało. Słowo które stało się człowiekiem zmartwychwstało, czyli powiedziało, że jest życie ponad śmiercią, jest życie ponad grzechem, jest dobro, jest miłość. Miłość większa od nienawiści i zła. To jest miłość, która jest początkiem, która nieustannie stwarza życie.
Człowiekowi chce się żyć nie tylko dlatego, że coś posiada i coś wypełnił, spełnił, ale dlatego, że widzi przed sobą sens, do którego dąży. Sens, który pociąga. A jakże pociąga druga osoba… Czas zakochania, kiedy czujecie się pociągani, fascynujecie się sobą nawzajem, a Pan Bóg przygotowuje ten moment, byście powiedzieli sobie „tak” i stali się mężem, żoną; na całe życie. A w nim pojawia jest Jezus przychodzący ze swoją obietnicą, że jest lekarzem wszelkich chorób, wszelkich dolegliwości.
Jedno z piękniejszych słów dzisiejszej liturgii słowa to „Odwagi! Nie bójcie się!”. Świat będzie nieustannie mówił, że coś jest niemożliwe, ale Bóg mówi „Odwagi!”. Oto jest Bóg, który zwyciężył śmierć i zło – „przychodzi Boża odpłata” – On sam przychodzi żeby nas zbawić, On sam przychodzi, aby uczynić dobro w każdym z nas.
I wreszcie w liście św. Jakuba Apostoła jest słowo do Was (a także do mnie), ponieważ każdy człowiek, który odczuwa brak, otrzymuje od Ducha Świętego dar pokory i bojaźni bożej, czyli uznania, że Bóg wie lepiej, że zna moją egzystencjalną sytuację, zna ten stan życia, w którym czasem Go oskarżam, kłócę się z Nim, nie rozumiem, zadaję pytania, złoszczę się. Ten Bóg przychodzi do człowieka pełnego bojaźni przed Nim i przychodzi ze słowem pocieszenia. I taki człowiek jest wtedy podobny do wszystkich ubogich tego świata, ale „ubogi” to nie jest nędzarz. Ubogi to ktoś, kto zna prawdę o sobie i zna prawdę o Tym, który niejednokrotnie przekonywał o swojej miłości i dobroci – zna prawdę o Bogu. O Tym, który w drugim człowieku, a ostatecznie w Jezusie Chrystusie, i przede wszystkim w Nim, objawił się bliski mojemu życiu.
Jedno z naszych małżeństw od tygodnia cieszy się potomstwem, które poczęło się blisko rok temu. Jednak początkowo sytuacja była bardzo trudna – dramatyczna diagnoza: dziecko będzie z poważnym schorzeniem, wręcz z umysłowym „zniknięciem”. Nagle okazuje się, że coś, co jest wyczekiwane staje się swoistym egzaminem dla mojego serca, dla mojej myśli o Panu Bogu. Mogliśmy tylko modlić się wspólnie, a dziś… cieszymy się wspaniałym dzieckiem, wspaniałym, zdrowym chłopcem. Dziesięć punktów na dziesięć w skali Apgar to jest coś jest absolutnie różnego od tego, co początkowo człowiek był w stanie ocenić. Daliśmy Panu Bogu czas, pozwoliliśmy Panu Bogu działać w mocy Ducha Świętego tak, aby przygotowywał nasze serca na wdzięczność, za to że zawsze był wierny swym obietnicom. Ale najpierw dał ducha ojcu i matce, że pośród niepokoju i trudu podjęli decyzję na tak – to jest nasze dziecko bez względu na to, co będzie. I Bóg wierny swym obietnicom błogosławi – oto zdrowy człowiek!
Słowo mówi dzisiaj do nas, do mnie: czy Bóg nie wybrał ubogich tego świata na bogatych w wierze oraz dziedziców królestwa przyobiecanego tym, którzy go miłują?
Miłować Pana Boga, miłować siebie nawzajem, to nie jest tylko emocjonalne przylgnięcie. Miłość to jest także decyzja. Podejmuję decyzję wchodząc w miłość, która jest trudna i niezrozumiała. Nie wiem dokąd mnie zaprowadzi ta Boża obietnica, ale jest to moment zaufania i decyzji. Jak Abraham wychodzę z ziemi, która jest dla mnie znana, a idę do ziemi, którą obiecuje Ten, którego uznałem za wyższego ode mnie, za wiedzącego lepiej. On musi mieć dobry pomysł na moje życie. Lecz ta decyzja nie przychodzi łatwo. Powie Jan Paweł II, nasz Święty u Boga, w pięknej i wcale niełatwej książce „Osoba i czyn”, że „osoba wzrasta przez decyzje i dojrzewa przez decyzje; bierze odpowiedzialność za decyzje i rozeznaje te decyzje”.
W taki sposób w miłość wchodzimy my, ubodzy tego świata po to abyśmy byli bogaci wiarą i zaufaniem. A Bóg nie pozostawia nas nagich w tym doświadczeniu, tylko nieustannie pokazuje nam, że wypełnia swoją obietnicę. Dlatego, że – przyzywam ten przykład z narodzinami tego „zwykłego” dziecka – Bóg uszczęśliwia rodziców, daje im nowe życie. Bóg daje też NAM konkretny znak. Znak, że nas nie opuszcza, że jest w mocy wypełnić przestrzeń – pewną pustkę serca, pustkę mojego łona, żebym mogła/mógł się otworzyć na życie i na sposób w jaki to życie przyjdzie do mnie.
I wreszcie Ewangelia, to jeszcze jedno świadectwo samego Boga – Jezusa Chrystusa, które przechował pierwotny kościół i podał w Ewangelii św. Marka: uzdrowienie głuchoniemego.
Czasami ból wobec Pana Boga jest tak wielki, że zatyka nam gardło. Jestem tak zmęczony wołaniem, jestem tak zmęczony modlitwą, jestem tak zmęczony innymi ludźmi, którzy czasem mi złorzeczą, albo stawiają pewne tezy, które mnie obrażają, dotykają, ranią. I mówię „dlaczego to mnie wszystko spotyka?” Jestem głuchy, jestem ślepy, potrzebuję tego, o czym mówi Jezus: „Effatha – otwórz się”. Ale zobaczmy – On przychodzi w konkretnych okolicznościach: Chrystus bierze kogoś poza tłum, poza zgiełk. Może jest i tak, że to zgiełk naszych pragnień, czy może raczej nasze pragnienia zamieniają się w swoisty zgiełk, targowisko, przerzucają się nawzajem i nie rozumiemy już samych siebie w tych pragnieniach: „może chcę to, a może coś innego”…
Chrystus zaprasza nas byśmy poszli za nim, na „miejsce osobne”. Osobne od tłumu, osobne od tego wszystkiego, co zajmuje moją głowę, co poraniło moje serce. Po co? Po to, aby wejść w bardzo intymny moment: dotyka palcami moich uszu i – jeszcze mocniej – śliną dotyka języka. „A spojrzawszy w niebo westchnął” pełen współczucia, empatii. Taki jest Bóg, taki jest Emmanuel: bliski nas. Zobaczcie jak mocno przybliżył się do człowieka. „Westchnął i rzekł do niego Effatha – otwórz się”. A zatem nie jesteśmy sami. Sam Jezus Chrystus modli się za nas.
Dlatego przychodzimy na Eucharystię, by doświadczyć Jego modlitwy. To nie tylko my wołamy, modlitwą. To też On woła do Ojca za nami: żeby Bóg otworzył Twoje uszy, otworzył Twoje oczy, otworzył Twoje łono, obdarzył Cię życiem, którego pragniesz. To trzeba sobie mocno uświadomić: Bóg woła za nami, Chrystus woła do Ojca za nami, a w ten sposób uczy też nas wołać do Ojca. My się w ten sposób nawracamy, próbujemy Go naśladować, pójść razem z Nim na miejsce osobne, wysłać kogoś do Boga, prosić o modlitwę, aby ktoś przez tę modlitwę, albo przez gest fizyczny dotykał rzeczywiście moich uszu, śliną dotykał mojego języka, czyli czynił gesty miłości bardzo głębokie – współ-czuł, był empatyczny, szanował moją osobność, a jednocześnie zapraszał do głębokiego zjednoczenia.
Prośmy zatem Ducha Świętego, żeby podczas tej Eucharystii otwierał nasze uszy, otwierał nasze oczy, otwierał serce, a myślę, że niejeden cud w tej niewielkiej wspólnocie będzie możliwy, i że z powodu niejednego cudu będziemy mogli uwielbiać Boga, który jest większy od naszej słabości.