Dzieci były w ich życiowym planie oczywistością. Kolejne rozczarowania powodowały zawód i poczucie bycia niewystarczającymi.
„Macie dzieci?”. „Nie”. „A ile lat jesteście po ślubie?”. „Trzy”. „To chyba najwyższy czas…”. Magda z Krakowa, lat 32, ze smutkiem wspomina rozmowę, jaka się wywiązała podczas pewnej spowiedzi. Odeszła od konfesjonału z mokrymi oczami. Opinie ferować łatwo. A oni z mężem od początku marzyli o dziecku, starać się o nie zaczęli już w pierwszych dniach po ślubie. A bezskuteczność tych starań jest dla nich wielkim dramatem.
W przypadku Magdy i Marcina jedną z przyczyn może być jej choroba autoimmunologiczna. O problemach z płodnością dowiedzieli się bardzo szybko dzięki obserwacjom cyklu. „Proszę się nie stresować i pić dużo ziółek” – usłyszeli na wizycie u ginekologa. Poszli szukać pomocy u innych lekarzy, ponoć najlepszych w mieście. Żaden nie „bawił się” w szukanie przyczyn. Wszyscy proponowali in vitro. – To nie wchodziło dla nas w grę – mówi Magda. – Ryzyko obumarcia i zamrożenia części zarodków było dla nas zbyt dużą ceną za spełnienie marzenia o narodzinach dziecka.
Wybrali długie, wymagające pokory i cierpliwości leczenie naprotechnologiczne. I tylko od czasu do czasu dochodziły do nich wieści o kolejnych niepłodnych parach, które zaszły w ciążę po zastosowaniu in vitro. Mieli poczucie niesprawiedliwości i czuli bunt.
— Rodzina w rozumieniu wielu wierzących, także księży, to mama, tata i dzieci. Jeśli ich brakuje, to coś jest nie tak — mówią Ola i Michał z Warszawy, którzy mają za sobą osiem lat bezskutecznych starań o ciążę. — W Kościele często słyszymy, że dzieci to „dar od Boga” i „błogosławieństwo”, więc naturalnie pojawiają się myśli, że z jakiegoś powodu nam Pan Bóg nie błogosławi i nas nie obdarza.
WYJŚCIE Z SAMOTNOŚCI
Pary borykające się z problemem niepłodności dotyka często również poczucie osamotnienia. — Stopniowo milkną telefony od znajomych i przyjaciół, którzy powiększyli swoje rodziny — wyznaje Michał. — Podejrzewamy, że zrywają kontakt, żeby nie sprawiać nam przykrości. Nie zmienia to jednak faktu, że czujemy się odtrąceni, niepotrzebni i niewidzialni.
Znaczącą rolę we wspieraniu par pragnących potomstwa odgrywają duszpasterstwa skupiające takie osoby. W Polsce takich miejsc jest zaledwie kilka. Ola i Michał do Duszpasterstwa Małżeństw Pragnących Potomstwa na warszawskich Stegnach, u księży Marianów, dołączyli po tym, jak podczas ogłoszeń usłyszeli o odprawianych tu raz w miesiącu Mszach Świętych dla osób borykających się z problemem niepłodności.
— Zjawiliśmy się najpierw na Mszy, a potem na dniach skupienia, po których zdecydowaliśmy się zostać na dłużej — wspominają. — W duszpasterstwie nie ma jednej drogi formacyjnej — mówi Michał. — To bardziej grupa wsparcia, mająca towarzyszyć w przeżywanych trudnościach.
Małżeństwa spotykają się w każdą drugą niedzielę miesiąca na Mszy Świętej o godz. 16.00 w kościele Najświętszej Maryi Panny Matki Miłosierdzia. Po modlitwie jest czas na rozmowy przy kawie. Co jakiś czas zapraszani są różni eksperci: lekarze, psychologowie, dietetycy czy eksperci od adopcji. Latem organizowany jest wspólny spływ kajakowy i ognisko w sanktuarium Św. Stanisława Papczyńskiego w Górze Kalwarii. Wiele małżeństw spotyka się towarzysko lub w grupach dzielenia się słowem Bożym. Dzięki spotkaniom Ola i Michał spojrzeli na swój problem z innej perspektywy, dostrzegając w nim Bożą wolę. Na Stegnach poznali też przyjaciół do tańca i do różańca.
Z kolei w krakowskim duszpasterstwie „Abraham i Sara” spotkania odbywają się w każdą drugą sobotę miesiąca, dwa razy do roku organizowany jest całodniowy Dzień Skupienia, a raz w roku — Dzień Modlitwy o Dar Potomstwa w Centrum Jana Pawła II. Ponadto wyjątkowym czasem w duszpasterstwie jest każdy moment, kiedy pojawiają się pary, które doczekały się potomstwa biologicznego, i te, które podjęły adopcję albo odnalazły inne drogi małżeńskiego powołania. — To wielkie świadectwo i dowód na działanie Pana Boga. Czasem również, choć to bardzo trudne, w doświadczaniu braku potomstwa — mówią Magda z Marcinem. Obecność w duszpasterstwie pomogła im na nowo odkryć swoją płodność. Nie prokreacyjną, choć na jej doświadczenie wciąż nie tracą nadziei. — Zrozumieliśmy — mówią — że płodnymi stajemy się wtedy, gdy żyjemy dla innych. Mamy w otoczeniu różne osoby, którym poprzez wsparcie i towarzyszenie dajemy życie. Naszej roli upatrujemy też w uwrażliwianiu innych osób, również duchownych, na problem pragnących potomstwa.
PŁODNOŚĆ NIEJEDNO MA IMIĘ
— Małżeństwom borykającym się z niepłodnością staram się pokazywać nadzieję — mówi ks. Grzegorz Leszczyk MIC z Warszawy. — Ważne, by miały szansę odkryć, że ich droga może być piękna, radosna i pełnowartościowa, nawet wówczas, gdy nie ma na niej dzieci.
— Prokreacja nie jest jedynym sposobem na realizowanie płodności — dodaje marianin. — Płodni są ci, którzy dzielą się z innymi talentami, świadectwem, Ewangelią. Wiele niepłodnych par angażuje się w typowo duszpasterskie posługi, np. opiekuje się dziećmi we wspólnotach, czy przygotowuje młodych ludzi do bierzmowania i małżeństwa. Znam lekarkę i prawnika, którzy jako małżonkowie dzielą się swoim czasem i umiejętnościami zawodowymi w odległym kraju na misjach. Małżeństwo i potomstwo to dwie odrębne kwestie. Przede wszystkim i w pierwszej kolejności małżonkowie powołani są dla siebie, a dopiero potem doczekują się potomstwa — albo nie.
Ewa i Tomasz z warszawskiego duszpasterstwa nie doczekali. Z 20 lat, które spędzili razem jako małżonkowie, aż 10 upłynęło im pod znakiem starań, leczenia i silnych emocji. Mimo szerokiej diagnostyki nie udało się ustalić przyczyny niepłodności.
— Decyzja o pójściu na pierwszą Mszę dla małżeństw niepłodnych dużo nas kosztowała — wyznaje Ewa. — Byliśmy wtedy w okresie intensywnych starań o dziecko, więc słowo „niepłodni” z trudem przechodziło nam przez gardła.
Zostali jednak na dłużej, a nawet zaangażowali się w tworzenie tego miejsca, organizując m.in. dni skupienia i zakładając — wraz z kilkoma innymi małżeństwami grupę dzielenia słowem Bożym, która stała się ich wspólnotą wzrostu i formacji. Możliwość wspólnej modlitwy oraz dzielenia się swoim doświadczeniem była dla nich ogromnym wsparciem. Początkowo skupieni na swoim braku i cierpieniu, stopniowo otwierali serca na innych oraz na działanie Boga, mimo że okazało się ono zupełnie inne od ich marzeń i planów. W pewnym momencie powiedzieli: „dość” i zakończyli leczenie. Dziś wiedzą już, że rodzicielstwo biologiczne nie jest ich drogą. Podobnie jak rodzicielstwo zastępcze, do którego przygotowywali się na przeznaczonym do tego kursie.
— Nosimy w sobie dużo wdzięczności za drogę, którą przeszliśmy, za codzienność, którą po latach starań jesteśmy w końcu w stanie celebrować i doceniać — mówi Ewa. — Pojęcie rodzicielstwa duchowego, które w momentach największego bólu wydawało się nam sloganem, dziś nabrało dla nas szczególnego znaczenia — dodaje. Wspomina, że Pan Bóg postawił na ich drodze wielu wspaniałych ludzi, ale i liczne zadania, wśród których przewidział też miejsce na pracę z dziećmi.
NA ROZSTAJU DRÓG
Niepłodność to choroba cywilizacyjna i jeden ze współczesnych „„rozstajów dróg”, o których mówi papież Franciszek, gdzie powinni docierać ze wsparciem kapłani i inni wierzący. Idąc za tą potrzebą, bp Romuald Kamiński podjął decyzję o zorganizowaniu w diecezji warszawsko-praskiej duszpasterstwa osób starających się o potomstwo. Rozpocznie ono działalność w pierwszą niedzielę grudnia w parafii św. Patryka na Gocławiu w Warszawie, pod pieczą ks. Marka Kruszewskiego. Dużą pomocą w budowaniu świadomości i tworzeniu duszpasterstw i grup wsparcia dla par doświadczających niepłodności może być broszura „Towarzysząc tęsknocie” autorstwa stowarzyszenia „Abraham i Sara”, do darmowego pobrania na stronie abrahamisara.pl lub do zamówienia w wersji papierowej.
Magdalena Prokop-Duchnowska
Tygodnik Idziemy/ 27.10.2024/ nr 43 (998)