Zapraszamy do wysłuchania słowa, które wygłosił do nas
ks. Marek Otolski MIC, proboszcz parafii NMP Matki Miłosierdzia, 11 lutego 2018 r. w kaplicy bł. Jerzego Matulewicza na warszawskich Stegnach.
Ze względu na słabą jakość nagrania poniżej zamieszczamy czytania z dnia oraz treść homilii.
Pierwsze czytanie (Kpł 13, 1-2. 45-46)
Tak mówił Pan do Mojżesza i Aarona: „Jeżeli u kogoś na skórze ciała pojawi się nabrzmienie albo wysypka, albo biała plama, która na skórze jego ciała jest oznaką trądu, o przyprowadzą go do kapłana Aarona albo do jednego z jego synów kapłanów. Trędowaty, dotknięty tą plagą, będzie miał rozerwane szaty, włosy nieuczesane, brodę zasłoniętą i będzie wołać: Nieczysty, nieczysty! Przez cały czas trwania tej choroby będzie nieczysty. Będzie mieszkał w odosobnieniu. Jego mieszkanie będzie poza obozem”.
Ewangelia wg Św. Marka (Mk 1, 40-45)
Pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadłszy na kolana, prosił Go: „Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić”. A Jezus, zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: „Chcę, bądź
oczyszczony”. Zaraz trąd go opuścił, i został oczyszczony. Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: „Bacz, abyś nikomu nic nie mówił, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”. Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.
Homilia
Kiedy jesteśmy chorzy, to zaraz biegniemy do lekarza, ale musimy się naprawdę źle czuć, żeby do niego pójść, bo najpierw leczymy się swoimi sposobami.
Trąd – straszna choroba. Obecnie na świecie, co roku zapada na nią 200 tysięcy osób. Dziś może jest trochę inaczej niż za czasów Chrystusa – obecnie są lekarstwa, są lazarety gdzie chorzy mogą przebywać. Natomiast my musimy wejść w sytuację trędowatych tamtych czasów i tamtego prawa. Przede wszystkim trąd, to choroba, w której gnije ciało; która powoduje, że człowiek śmierdzi, a drugi nie chce do niego przyjść. Jest chorobą okrutną, bo niszczy wszelkie relacje – trędowata osoba, według ówczesnego prawa musiała, jak słyszeliśmy, iść i krzyczeć, że jest nieczysta, że jest skażona. W konsekwencji chory musiał wyjść ze swojej społeczności, ze swojej rodziny, żyć gdzieś na uboczu (być może z innymi trędowatymi), nie mógł do nikogo podchodzić, a każdy kto się go dotknął natychmiast stawał się nieczysty i wymagał rytualnego oczyszczenia.
W taką właśnie rzeczywistość, bracia i siostry, wchodzi Jezus. Rzeczywistość musiała być dla trędowatego bardzo trudna. Prawdopodobnie był tak udręczony, że nie widział już ratunku, nie widział znikąd pomocy. Pozostał mu tylko Jezus. I jak słyszymy, na prośbę trędowatego wyrażoną w słowach „Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić”, Jezus zdjęty litością dotyka go i mówi „Chcę, bądź oczyszczony”.
Najważniejsze: dotyka.
W Piśmie Świętym znajdziemy kilka przypowieści, w których błagający o uzdrowienie są natarczywi, są nieustępliwi. Nie tak dawno mieliśmy czytanie o kobiecie, Syrofenicjance, która pragnęła zdrowia dla swojego dziecka i tak długo dyskutowała z Chrystusem, aż ten uznał, że ma ona wiarę gotową do tego, by dać jej to, o co prosi.
Inny przykład zawiera jedna z katechez kościoła pierwotnego – katecheza o niewidomym Bartymeuszu, żebrzącym pod murami Jerycha. Gdy usłyszał on, że w pobliżu właśnie przechodzi Jezus, zaczął wołać „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną”. Chrystus idzie dalej lecz on nadal woła. Natarczywie i nieustępliwie. Ciekawe w tej historii jest to, że kiedy Jezus każe przyprowadzić Bartymeusza do siebie, to wydawać się mogło, że jak w dzisiejszej ewangelii, zdjęty litością od razu go uzdrowi, a jednak Chrystus zadaje pytanie: „Co chcesz, abym ci uczynił?”.
Z tych ewangelii płynie dla nas nauka, że także i do nas Chrystus przychodzi i pyta „Co chcesz? Co chcesz żebym Ci uczynił?”, a my musimy Mu odpowiedzieć i w stu procentach zawierzyć. I uwierzyć.
To jest chyba też problem naszego życia, naszych czasów, że wierzymy może w dziewięćdziesięciu procentach, ale jednak zostawiamy sobie te dziesięć procent, tę furtkę, bo „a nuż Pana Boga nie ma?”. I okazuje się, że tak do końca nie umiemy Mu zaufać, a przecież właśnie tego pełnego zaufania chce od nas Chrystus. Tego, abyśmy zawierzyli, że to co nam dzisiaj daje jest Jego drogą. Może nie najlepszą według naszego rozumu, ale jednak najważniejszą według Niego, a przede wszystkim prowadzącą do Niego.
Druga, ważna myśl to ta, że Jezus zdjęty litością wyciągnął rękę i dotknął trędowatego. Dzisiejszy świat nie lubi mówić ani o cierpieniu, ani o chorobie i raczej nie pragnie tego, żeby ktoś był głaskany, przytulany. Problem cierpienia i choroby jest odsuwany, a w przytulaniu dostrzega się coś złego, chociaż przecież jest to coś jak najbardziej dobrego, normalnego.
Nie tak dawno przez jedną z mam dzieci pierwszokomunijnych zostałem zapytany „po co w ogóle pierwsza spowiedź przed komunią świętą, po co wpędzać dziecko w stres i po co w ogóle wzbudzać w nim jakieś poczucie winy?” (Nawiasem mówiąc, w Niemczech doszło do tego, że o dziesięciorgu przykazań, o ich przekroczeniu mówi się dopiero w szóstej klasie. U nas mówi się o tym w klasie drugiej, trzeciej, aby dziecko umiało rozróżnić co jest dobre, a co złe.)
Takie pytania, te wątpliwości, bracia i siostry, skłaniają do refleksji i postawienia sobie i Wam pytania: czy my pozwalamy Panu się dotknąć? Czy chcemy, aby nas dotykał, czy raczej przed Jego dotykiem uciekamy? Czy my, zgromadzeni w naszej ojczyźnie pozwalamy Panu Jezusowi uzdrawiać nasze życie?
Pamiętajmy, że Chrystus chce wejść w nasze życie, chce nas dotykać i uzdrawiać, ale pamiętajmy też, że Bóg nigdy nie wchodzi w to życie z butami. Zawsze zostawia nam decyzję: „jeśli chcesz”. Jeśli nie chcesz, Pan do ciebie nie przyjdzie. On nie jest gwałtownikiem, nie wchodzi w nasze życie i w nasze relacje siłą. Jest miłujący i co więcej – upodobał sobie tych, którzy cierpią i tych którzy w różny sposób chorują. Pamiętajmy, że tam, gdzie rozlewa się cierpienie, jeszcze obficiej rozlewa się łaska, bo bez Łaski Pana nie bylibyśmy w stanie udźwignąć cierpienia. Nie bylibyśmy w stanie.
Dlatego może niech towarzyszy nam taki obraz z życia świętego Jana Pawła II, który zawsze gdy gdzieś jechał, spotykał się z chorymi. Jakby czuł, że tam jest Łaska, że tam jest Pan i tam można doświadczyć Jego działania.
Wołajmy więc głośno do Pana w czasie tej Eucharystii o to, czego potrzebujemy i pozwólmy Mu aby nas dotknął, by wylał na nas swoją łaskę, przemienił nas i aby oderwał od nas to, co jest naszym cierpieniem, co jest też naszym grzechem, bo grzech też się wiąże z cierpieniem.