„Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 28)
Dzień skupienia w Centrum Misji Afrykańskich w Borzęcinie Dużym, 24-25.11.2018 r.
Jadąc do Borzęcina, nie miałam konkretnych oczekiwań. Chciałam się wyciszyć, dać sobie i Bogu tak trudny do wygospodarowania w codzienności czas, by się do Niego zbliżyć, powiedzieć Mu, co się dzieje obecnie w moim sercu, usłyszeć Jego głos, poczuć Jego miłość. Nie mogłam doczekać się indywidualnej małżeńskiej adoracji Najświętszego Sakramentu, która już nie raz była organizowana na dniach skupienia i która zawsze wywierała na nas duże wrażenie.
Byliśmy również z mężem zainteresowani tematyką dnia skupienia, rozeznawaniem duchowym, jako że świta w naszych głowach myśl, że może naszą drogą do rodzicielstwa jest adopcja i jeśli będziemy podejmowali tę decyzję, to chcielibyśmy to zrobić razem z Panem Bogiem.
Po dotarciu na miejsce, zaczęłam się jednak zastanawiać, że może warto by Pana Boga zapytać o coś konkretnego i zmierzyć się z tym, co mi odpowie podczas tych dwóch dni. Do wyrażenia tego konkretnego pytania i oczekiwania niejako zdopingował mnie nasz duszpasterz, prosząc, by na początku każdy z uczestników dni skupienia powiedział, jakie ma oczekiwania co do czasu, który jest przed nami. Zdecydowałam się zadać konkretne pytanie: „Panie, czy naszą drogą jest adopcja? Czy chcesz byśmy podjęli to wyzwanie?”. Od jakiegoś czasu ten temat zaczyna krążyć w naszych małżeńskich rozmowach, jednak strach, niepewność nie pozwalają nam na razie stanąć z tym zagadnieniem „twarzą w twarz”.
Podczas konferencji ksiądz tłumaczył, że życie duchowe jest nierozłączne z naszym życiem codziennym. Nasze serce jest cały czas przestrzenią walki duchowej z pokusami, a zły duch często piętrzy nam trudności, byśmy się zniechęcili, poszli na łatwiznę, poddali się w kryzysie, poszli na skróty… Dzisiejszy świat również kładzie nacisk na nasze ciało, umysł i zaspokajanie potrzeb materialnych i intelektualnych, a sferę duchową spycha na margines rzeczywistości. Takie podejście prowadzi do całkowitego odejścia od Boga, bo przecież nie gdzie indziej jak w naszej sferze duchowej, w momencie kontemplacji, możemy Go spotkać i wejść z Nim w relację. Walka duchowa trwa nieustannie i jeśli ją podejmiemy to będzie się kształtowała nasza osobowość, to kim jesteśmy. „Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” ‒ to powinna być odpowiedź na wszystkie nasze kryzysy, lęki, upadki. Na potwierdzenie tych słów przychodzi również Ewangelia z dnia, w której dotyka mnie zdanie: „Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją”. Cały czas podejmujemy mniej lub bardziej ważne decyzje i tu kolejne odkrycie tych dni skupienia: sugestia, by wchodząc w rzeczywistość podejmowania decyzji, zaprosić do tego Pana Boga. Jeśli tak zrobimy, wtedy On da nam łaskę, byśmy to powołanie wypełnili. W mojej głowie zapadają te słowa na razie delikatnie…
Na zaplanowaną wieczorem adorację dostajemy do przeczytania list św. Jakuba. Udajemy się z mężem w wyznaczonej dla nas godzinie do przepięknej kaplicy, w której klękamy przed Panem Jezusem w niewielkiej odległości, kontemplując Jego oblicze, wyeksponowane w przepięknym ołtarzu będącym jednocześnie tabernakulum i ołtarzem adoracji.
W ciszy, przygaszonym świetle trwamy w tym przepięknym i jednocześnie intymnym czasie. Po kilku minutach moją uwagę przykuwają ręce Maryi, podtrzymujące Jezusa ‒ w moim wyobrażeniu jakby w swoim łonie… Mimo iż wydaje się, że jestem pogodzona z sytuacją i nie reaguję płaczem na kobiety w ciąży, tym razem pękam. Z oczu zaczynają mi płynąć łzy… Trwam tak przez kilka chwil, próbując oddać to Jezusowi i przypomina mi się, że przecież mieliśmy czytać na adoracji list. Otwieram Pismo Święte i zaczynam czytać: „Za pełną radość poczytujcie to sobie, bracia moi, ilekroć spadają na was różne doświadczenia. Wiedzcie, że to, co wystawia waszą wiarę na próbę, rodzi wytrwałość” (Jk 1, 2-3). To jakże piękne pocieszenie, które spada na mnie już na początku lektury, daje mi kolejny raz odpowiedź, że żywy i obecny w Najświętszym Sakramencie Jezus, nasz Pan i Pocieszyciel jest przy nas i na każdym etapie naszego życia chce z nami nieść nasze cierpienia!
W niedzielę zaproszono nas na konferencję gospodarza miejsca, w którym przebywaliśmy ‒ dyrektora Centrum Misji Afrykańskich, księdza Grzegorza, który przybliżył nam działalność misyjną swojego zgromadzenia. Z zainteresowaniem słuchaliśmy teoretycznie nie do końca związanego z tematyką rozeznawania duchowego, aczkolwiek bardzo ciekawego wykładu. Poruszanych było wiele kwestii dotyczących misji, ludności Afryki, misjonarzy. Ksiądz przybliżał nam specyfikę i piękno tego kontynentu i zamieszkujących tam ludzi oraz pełnionej przez misjonarzy i osoby świeckie posługi. Temat wzbudził żywe zainteresowanie, padało wiele pytań. W mojej głowie też pojawiło się kilka, między innymi byłam ciekawa, jak wygląda kwestia bezpieczeństwa oraz niebezpieczeństw związanych z chorobami. W odpowiedzi padły słowa, które poruszyły mnie do głębi, gdyż zdałam sobie sprawę, że są one odpowiedzią nie tylko na zadane przeze mnie przed chwilą pytanie, ale również potwierdzeniem tezy, która dotknęła mnie dzień wcześniej. Ksiądz odrzekł, że jeśli zaprosimy Boga do naszego życia, jeśli z Nim będziemy chcieli żyć w rzeczywistości podjętej decyzji, to On będzie nam błogosławił, będzie nas chronił i o wszystko się zatroszczy…
Czas spędzony na dniach skupienia pokazał mi, że warto stawiać pytania i warto wejść w modlitwę, bo Bóg daje odpowiedź ‒ trzeba tylko chcieć i próbować wejść z Nim w dialog…
aj