Decyzję o udziale w dniach skupienia w Grąblinie podjęliśmy spontanicznie. Stwierdziliśmy, że może to być dobre wprowadzenie w Adwent i umocnienie na naszej drodze. Od 7,5 roku doświadczamy niepłodności. W tym czasie przeżywaliśmy wachlarz emocji – często skrajnych. W ostatnim czasie było raczej spokojnie. Ale pragnienie oczywiście zawsze w nas jest i daje o sobie znać. Stąd potrzeba raz na jakiś czas pochylenia się nad tą częścią nas, jaką jest niepłodność.
Nieustannie wraca do mnie pytanie: „Czego chcesz od nas Panie?”. Jeśli nie rodzicielstwo biologiczne ani adopcyjne (czekamy już 9 miesięcy na telefon), to co? Jaka jest Twoja wola?
Na naszej drodze nie doświadczyłam dotychczas jakichś spektakularnych przełomów. Te momenty, które wydawały mi się zwiastunami rychłych zmian na lepsze w sprawie płodności, ostatecznie nimi nie były. Tak więc nie obiecywałam sobie zbyt wiele.
W takiej sytuacji, z takimi pytaniami, zjawiliśmy się w Grąblinie.
Jak ostatecznie minął czas skupienia? Czego doświadczyłam?
CISZA
Późnojesienna aura. Kościół. Duży dom zakonny, z sześcioma Siostrami klauzurowymi. Las Grąbliński ze ścieżkami Drogi Krzyżowej i punktami przypominającymi, że na tej ziemi, po której idę, przez objawienia Maryi Bóg dał doświadczyć zwykłym ludziom swojej fizycznej obecności.
Jednym zdaniem. Warunki idealne na rzeczywiste skupienie.
CZAS RELACJI
W czasie tych dwóch dni, wyłączona z codzienności, oderwana od krzątaniny i obowiązków, z wolną głową, odsłoniętym sercem, uszami ciała i duszy nastawionymi na wspomnianą ciszę, przeżyłam dobry czas spotkań.
Ze sobą.
Z Mężem.
Z Bogiem w jego Słowie i fizycznej obecności w Najświętszym Sakramencie (Adoracja każdej pary sam na sam z Jezusem).
Ale także z osobami, które współodczuwają ze mną. Moje doświadczenie nie jest im obce.
BOŻE ODPOWIEDZI
Nie cały czas było sielankowo.
Przyszedł moment, propozycja, żeby spotkać się ze słowem Bożym, w 15. rozdziale Ewangelii św. Łukasza. W tym rozdziale czytamy m.in. o miłosiernym ojcu. No cóż… Czytałam (pewnie milion razy). Znałam. A po zeszłorocznym Roku Miłosierdzia, wszystko chyba zostało powiedziane. Nie wyglądało to dobrze. A potem było tylko gorzej.
Na etapie Lectio jedynym fragmentem z przypowieści o zaginionej owcy, odnoszącym się do mnie, był ten mówiący o pozostawieniu 99 owiec, aby znaleźć 1. Widziałam się w gronie tych zostawionych 99. I mimo że próbowałam sobie to jakoś racjonalizować, to nie ukrywałam przed Bogiem, jak się czuję. Chciał Lectio? Proszę bardzo.
Przy okazji wprowadzenia, ks. Tomasz wspomniał, że Ewangelie to historia płodności. I w żadnej nie ma mowy o niepłodności. A u mnie, pierwszym obrazem, który pojawił się w odpowiedzi na te słowa, była kobieta mająca kolejnych mężów, umierająca nie doczekawszy się potomka.
Nie planowałam wchodzić w polemikę. Nie chciałam wypowiadać swoich wątpliwości. Spodziewałam się, że wrócę z nimi do domu i pewnie będą pożywką dla pokus w przyszłości.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy w ciągu kilku kolejnych godzin usłyszałam odpowiedzi w obu sprawach.
Zaraz po konferencji, rozpoczęła się Msza św., w czasie której czytano i w homilii wyjaśniano fragment o niepłodnej kobiecie mającej wielu mężów. My mamy swoją ludzką perspektywę – ograniczoną. Bóg zna tę większą, szerszą i co tu dużo mówić właściwą.
Z kolei niedługo po Mszy, aby pomóc nam wejść w kolejny etap rozważania Łk 15, ks. Tomasz poprosił, aby odpowiedzieć sobie na pytanie, czy nie mam pokusy dyskutowania ze słowem Bożym i czy nie myślę, że Bóg zawiesza dla mnie prawa miłosierdzia. W jednej chwili wiedziałam. Plasując się w gronie 99 „opuszczonych” owiec, pozwalam sobie zarówno na dyskusje, jak i zawieszam prawdę o Bogu miłosiernym.
Tak oczyszczona z podejrzeń wobec Boga, mogłam rzeczywiście wejść w etap medytacji.
DAJ MI KOŹLĘ!
Wtedy, w czasie kontemplacji, znalazłam siebie w innym miejscu rozważanego fragmentu. „Tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłam twego polecenia, ale ty nigdy nie dałeś mi nawet koźlęcia, abym się mogła zabawić”. W ciągu 7,5 roku naszego zmagania z niepłodnością wiele razy stawałam przed Bogiem, wykrzykując różne pretensje, że wobec innych swoich dzieci wydaje się być bardziej łaskawy (dziecko „na zawołanie” itp.). Zdarza mi się wciąż stawać przed nim i wołać „No daj mi to koźlę!”.
A Bóg wychodzi do mnie. Staje przede mną i przypomina łagodnie, z troską i miłością na twarzy i mówi mi prawdę o tej całej sytuacji: „Dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje, należy do ciebie”. Niepłodność mnie od Niego nie oddala. Zawsze jestem z Nim. Ja chcę koźlę i jestem często zapatrzona w swoje pragnienie, a On ma dla mnie więcej. Wszystko, czego mi potrzeba, żeby być szczęśliwą, mieć pełnię tu i teraz jest w Bożej mocy i do mnie należy!
JESTEM PIĘKNIEJSZĄ WIZJĄ ŚWIATA i BOŻYM MARZENIEM
W niedzielny poranek usłyszałam na korytarzu piosenkę Magdaleny Frączek, którą Bóg posłużył się 3 lata temu, kiedy po raz pierwszy poczułam się szczęśliwa mimo niepłodności. Zaakceptowałam wtedy siebie jako kobietę kompletną.
Kiedy słowa Magdy stawiały kropkę także na koniec tego weekendu skupienia, poczułam, że to doświadczenie radości i spełnienia „mimo wszystko” odżyło, odświeżyło się we mnie.
Słowa jej piosenki skomponowały mi się z tymi wypowiedzianymi przez ks. Tomasza na początku spotkania i utworzyły klamrę zbierającą wszystko w całość: „Historią mojego życia nie jest historia niepłodności. W moją historię wpisana jest płodność i wyraża się ona w marzeniu Pana Boga o mnie.”
PRZEWODNICY DUCHOWI
W czasie tego skupienia doświadczyłam w końcu tego, że Pan Bóg zaopatruje nas i pokrzepia także poprzez przewodników, których stawia na naszej drodze:
– św. Stanisława Papczyńskiego, którego nie ominęło doświadczenie czekania na Boży głos;
– św. Joannę Francuską, założycielkę Zakonu Anuncjatek, w którym gościliśmy. Świętą, której historia pokazuje tę szerszą Bożą perspektywę na płodność, mimo niepłodności, rozciągającą się na stulecia po śmierci człowieka. Choć po ludzku jej życie wydawać by się mogło klęską.
– ks. Tomasza Nowaczka, który jest ogromnym darem dla Wspólnoty. Duch Święty bardzo precyzyjnie posługiwał się Nim, dotykając miejsc zranionych, zabrudzonych pokusami (o czym wspominałam wcześniej), w końcu uzdrawiając.
To był dobrze przeżyty czas w Bożej obecności.
Dziękuję za niego Organizatorom, Siostrom, Współuczestniczącym Parom, ks. Tomaszowi, mojemu Mężowi i Bogu, który nas w tym miejscu i czasie zgromadził.
Jemu cześć i chwała! Amen.
eo